Rekonwalescencja
Czy to normalne, że mając we wtorek zabieg operacyjny (no ok...laparoskopia ale 2 dni bolało, jak jasna cholera...) w kolejny wtorek, zaraz po ściągnięciu szwów jedzie się nad morze? Chyba nie do końca, bo jak lekarza o tym poinformowała to lekko uniósł brew. Kazał przemywać, zmieniać opatrunki, smarować czymś i nie opalać...A jak już po wizycie do domu dojechałam, to tylko na mnie czekali żeby ruszyć dalej... I tak dobrze...mniej optymistyczna opcja zakładała, że te szwy to ktoś na Majorce musiałby mi ściągać;) Ale ostatecznie litość nad moją niedolą ugryzła kąśliwie męża i postanowił, że wyprawę nad morze zrobimy z noclegiem w połowie drogi. A ponieważ przypadał on gdzieś na rejony Międzyrzecza sądziliśmy, że uda się w końcu zajrzeć do MRU. Niestety opieszałość polskiej służby zdrowia spowodowała, że zbyt późno wyjechaliśmy... Ale nic to, bo mój ślubny znalazł pół-dziki nocleg na Lisiej Polanie nad rzeką Obrą w okolicy grupy warownej Ludendorf oraz malowniczo-sielskiego Starego Dworku.
Grupa Warowna i Lisia Polana
Fortyfikacje i umocnienia MRU powstawały, jako elementy umocnień łuku Odra-Warta już od '35 roku. Ponieważ pierwsze fortyfikacje traktowano eksperymentalnie można było tutaj zaobserwować różnorodność rozwiązań militarnych. Obecnie w tym miejscu zostały ruiny, pokazujące jaką zagładę niosła z sobą linia frontu. Jak tsunami zmiatała okalające ją życie zostawiając pola płynące krwią i niemym krzykiem tych, którzy bronić się już nie mogli i nie mogą.
Gdy człowiek pomyśli ile ludzkich dramatów się tutaj odbyło, ile marzeń umarło...to zupełnie mimowolnie zastanawia się nad swoim życiem i jego sensem. Błogosławieństwem tego miejsca jest cisza i spokój jakie je otacza, jakby natura w swój prosty ale zarazem autentyczny sposób wyrażała najwyższy szacunek dla poległych, niezależnie od ich nacji.
Będąc tu tylko przejazdem czuliśmy, że jesteśmy gośćmi na tym terenie i łaskawie z tej gościny skorzystaliśmy. Przy rzece Obrze, na wygrodzonej polanie zatrzymaliśmy swojego Zefira chcąc spędzić noc w drodze nad morze. Tymczasem dostaliśmy lekcję historii i obcowania z naturą. Nie rozbijaliśmy całego swego camperowego obozowiska, stół i krzesła rozłożyliśmy przy miejscu na ognisko i wieczór spędziliśmy na pieczeniu kiełbasek, resztki z naszej uczty zostawiając okolicznym liskom.
Noc była bardzo emocjonalna i to z kilku powodów. Dla mnie nawet spanie na pół dziko to zawsze powód do nocnego czuwania...bo gdyby jednak coś...oglądany wieczorem dokument o fortyfikacjach niemieckich podrasował wyobraźnię...Nocne eskapady dwóch lisków i melioracyjna działalność bobrów niosły się echem po okolicy...A...i jeszcze starszy syn dostał wysokiej gorączki (chyba od kilku lat nie miał takich dreszczy), więc na zmianę podawanie leków, otulanie kocami, rozgrzewanie i czuwanie...Ale rano już było dobrze, gorączka ustąpiła, słońce rozświetliło niebo a my mogliśmy zjeść śniadanie i ruszać dalej.
P.S. ...i jeszcze Stary Dworek...bo o nim mowy nie było, to miejscowość w której faktycznie jest malownicza dawna leśniczówka otoczona makami, winobluszczem i starymi, autentycznymi przedmiotami. Bajka!
Nastrojeni dźwiękami przyrody i historycznymi przemyśleniami ruszyliśmy w kierunku morza, za cel obierając camping Biały Dom w Dziwnówku. Był to wybór nie przypadkowy, bo to tutaj właśnie, dokładnie rok wcześniej (może nie dokładnie, bo Boże Ciało to święto "ruchome"), zakochaliśmy się w camperach i postanowiliśmy, że takie lokum turystyczno-podróżnicze sobie sprawimy. Jak teraz o tym myślę, to dostrzegam to, jak mało wiedzieliśmy o caravaningowym stylu życia i patrzenia na świat. Pamiętam, że my po kilkudniowym pobycie (namiot) ponad godzinę składaliśmy nasze obozowisko, podczas gdy starsze małżeństwo - sąsiedzi mieszkający w camperze, złożyli kilka krzeseł i stolik, zwinęli markizę a potem wypięli wtyczkę...i byli gotowi do dalszej drogi.
Chociaż na wybór tego campingu wpływ miały i inne aspekty. Jest to przede wszystkim zadbane, schludne miejsce z zawsze czystymi prysznicami, zmywalniami, placem zabaw i innymi udogodnieniami. Jest tu świetna (jednak nie tania) restauracja z lokalnym piwem i dobrze przygotowaną zupą rybą oraz (jak na warunki campingów nadmorskich) spore parcele zapewniające prywatność. No cóż... za to wszystko się płaci;) zwłaszcza, że camping jest usytuowany ok. 400 metrów od plaży.
Pi....Dziwnówek
Wykropkowane miejsce w nagłówku pozostawia w domyśle pierwsze słowo (być może chodzi o piękny;)) ale dla domyślnych i nie lubiących podobnych skupisk ludzkich jego dalszy ciąg jest, choć nie wybredny, to zupełnie jasny. Podobny epitet mógłby paść o Międzyzdrojach, Rewalu, Świnoujściu etc. Ale to, co dla nas jest przyprawiającą o mdłości koniecznością, dla dzieci bywa największą atrakcją... ach...Lody, stoiska z pamiątkami, automaty do gier, fast foody...No po prostu, bleeeee...
Młodzież była zachwycona tym całym kiczem i straganiarstwem. Nie wiem jak do tego podejść bo... sama sobie tam sukieneczkę kupiłam;) ale ładną, białą ;) Chyba po prostu tak musi być, polskie może to nie południowoeuropejska riviera (specjalnie napisałam przez "V", żeby elegancko było) z dostojnymi willami. To szeroki pas wybrzeża z piaszczystymi plażami, które niestety nie zawsze mogą gwarantować odpowiednią do plażowania pogodę... a zarabiać trzeba...
Gotujemy
Nigdy tego nie robiłam, ale krajobraz jednostajny... a o czymś napisać trza;) Żarty. Lubię gotować i zawsze chciałam móc zamknąć w słowach, to co przygotowuję tchnięta danym momentem dnia, nastroju czy tego, co mi w kubkach smakowych w tej chwili gra lub po prostu przyparta do muru żądaniami (mało kulinarnie rozwiniętej) męskiej gwardii przybocznej. Już pisałam, że zaplanowanie posiłków w mało przewidywalnych warunkach podróży dla 4 osobowej, zróżnicowanej wiekowo i smakowo rodziny, to pewna sztuka... Staram się ją ciągle doskonalić a pomaga mi w tym wynalezione przez mojego męża "cudeńko" kulinarne, o którym już wspominałam. Campingaz Grill Party 400. Wiem, że można obiad przygotować na 1 -2 palnikowej kuchence na turystyczne wkłady gazowe. Przerabiałam to...Ale wspomniane urządzenie to zestaw do grillowania, smażenia na patelni grillowej, naleśnikowej oraz kociołek do przyrządzania tzw. stew...haha rozwijam się językowo. Chodzi mi o tzw. dania jednogarnkowe lub "półjednogarnkowe"
W pierwszej opcji było spaghetti. Ulubione danie starszego syna... Choć przygotowane na kurczakowym mięsie (musiałam dbać o dietę jednak) i bezglutenowym makaronie, z odpowiednią dozą przypraw, które w camperze jechały tej wyprawy, smakowało wyśmienicie. Do niego wykorzystywała przykrywkę-wok...
Przyszedł też wiekopomny moment na wykorzystanie otrzymanej z Portugalii kataplany. Samo naczynie jest turecką, nieskomplikowaną wersją szybkowaru. Do środka wkładamy co chcemy... owoce morze, warzywa, mięso, trochę wina, przyprawy i voil'a... 20 minut i danie gotowe.
Aktywny wypoczynek
Co tu robić kiedy pogoda w kratkę? Udawać, że siedzenie na plaży jest miłe i wietrzno-deszczowa pogoda nie przeszkadza? Nie dla nas, chociaż chwila z gazetką przy kawce to całkiem miły relaks.
Jak zawsze, gdy jedziemy w okolice zbiorników wodnych zapakowany został kajak...tylko jeden niestety, bo ja byłam pokiereszowana, ale sprawdził się świetnie. Morze było spokojne więc mąż zrobił "rundkę" raz z jednym, raz z drugim chłopcem i sam żeby się zmęczyć też.
Pomijając już kwestię morza i naszego "tu i teraz", to jest to po prostu ciekawa forma rekreacji umożliwiająca obserwowanie otoczenia z innej perspektywy.
Trzeba też obalić mit, że deszczowa pogoda jest nieodpowiednia na rower... Może gdyby były to gwałtowne opady pchane zacinającym wiatrem (chociaż i to przerabialiśmy) to jednak warto zostać w domu. Ale jeśli aura jest pogodna a jedynie grożą nam przejściowe opady, to do sakiew zawsze można spakować coś suchego do przebrania, termos z ciepłą herbatą i jechać po przygodę.
Nasza tym razem kierowała nas do Dziwnowa...Najpierw pojechaliśmy plażą, bo mąż chciał ładnych ujęć naszej eskapady z drona. Tyle, że poza estetyką krajobrazu nabawiliśmy się strasznego zmęczenia, bo o ile podłoże na granicy wody było twarde, to pale zabezpieczające plażę zmuszały nas, co kawałek do schodzenia z rowerów i przeprowadzania ich.
Sam Dziwnów też nas nie olśnił...poza standardową handlową promenadą i plażą nie bardzo było co oglądać. Zatrzymaliśmy się więc na kawkę, loda i goferki;) Osobiście bardziej podobała mi się trasa z zeszłego roku prowadząca w przeciwną stronę do Łukęcina.
Ale gofry były smaczne, sam wypoczynek nad morzem relaksujący a camping przyjazny...więc polecam choć na chwilę choć na dzień dwa, nawet jeśli czasem się nie chce, bo wspomnień jak ziaren piasku przybywa po takich wyjazdach
P.S.
- podwieszany koszyk z Ikei sprawdza się świetnie do przechowywania butów i pierdół
- trzeba coś na zewnętrzny koszt na śmieci wymyślić
- przydałoby się też systemowe rozwiązanie przechowywania odzieży do prania(miejsce, pojemnik...) bo wala się to wszędzie albo w worku leży...
- zioła to rewelacyjna sprawa na campingu - przydatne do wszystkich potraw a i ładnie wyglądają
Kulinaria:
1. Cataplana po mojemu:
- ok. 500 gram mięsa - ja miałam chudą polędwicę wieprzową (ale wołowina czy jagnięcina też super)
- 3 ugotowane ziemniaki(jeśli danie ma być treściwe)
- 3 papryki (mogą być różnokolorowe)
- 1 cebula (najlepiej czerwona)
- 2 ząbki czosnku
- 3 garść pomidorków koktajlowych
- papryczka chili, papryka słodka, pieprz mielony, sów i świeże zioła - ja miałam tymianek tym razem
- pół szklanki czerwonego wina
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- opcjonalnie łyżka masła
Wszystko pokrojone - na dnie papryki, potem mięso, cebula, czosnek, ziemniak - na górę pomidorki, bo dużo soku dają, przyprawy i gałązki świeżych ziół. Zamykamy i na 20 minut do gotowania. Mniam...sosik najlepszy. Całość można podawać z grillowaną bagietką
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz