Camping - glamping
Z dyskretnym zaciekawieniem patrzyliśmy na rodziny całymi dniami przesiadujące przy basenach, które choć specjalnych atrakcji nie miały, namiastką all inclusive były. Ale, co kto lubi. My w końcu też zajrzeliśmy tam dwa razy, mimo że były ulokowane tuż obok naszej parceli. Sam obiekt zajmuje bardzo dużą połać terenu, co odkryliśmy biegając regularnie, i gdybyśmy przyjechali tu "w ciemno", to znaleźlibyśmy dużo ładniejszą pitchę, niż ta jaką nam przydzielono.
Ale nie ma, co narzekać campingowy sklepik był niedaleko, bar z lodami też, co pozwalało miło spędzać czas.
Porec na hulajnogach
Mimo, że camping niby był przy Porecy, to jednak do miasta było stamtąd zirka 6 kilometrów. Na tę okoliczność były przewidziane nasze cudowne hulajnogi elektryczne. Dwie klasyczne dla mnie i Karola i jeden monster dla mojego dużego męża i Olka przyczepki. Piotr wymyślił podłączenie rowerowej przyczepki pod hulajnogę, co okazało się rewelacyjnym rozwiązaniem, gdyż dzięki temu możemy całą rodziną przemieszczać się bez problemu, a i małe zakupy da się zrobić i przewieźć.
Kiedy tak jechaliśmy ścieżkami rowerowymi mijaliśmy restauracje, plaże oraz place zabaw i obserwowaliśmy jak bardzo sytuacja pandemiczna przełożyła się na turystykę. Zanim wjechaliśmy do samego centrum natknęliśmy sięna pchli targ z różnościami na przedmieściach. Karol, nasz domowy maniak militarny, po dłuższych negocjacjach i oględzinach zakupił bagnet (podobno) z czasów wojny jugosłowiańskiej.
W mieście też nie było zbyt wielu turystów dlatego bez problemu przy samym porcie, z którego wypływają promy do Wenecji, znaleźliśmy miejsce w restauracji. Niespotykany burger z sosem truflowym i tuńczyk w sezamie pobudziły nasze kubki smakowe i dały nam siłę by ruszyć do Bazyliki Eufrazjana. Przy okazji podziwialiśmy wąskie uliczki, stare zabudowania i kamienne uliczki. Porec to bardzo niedocenione jeszcze miasto. Może to i dobrze, bo pozwala cieszyć się swoim nieskomercjalizowanym jeszcze urokiem. A jest tutaj, co zwiedzać, gdyż miejscowość ta przechodziła z rąk do rąk...Ilirowie, Rzymianie, Bizancjum, Wenecjanie, Austryjacy, Jugosławia...Każdy z tych okresów odcisnął na mieście swój ślad, przez co w tych klimatycznych zaułkach można się zakochać.
Na dłuższe zwiedzanie weszliśmy do Bazyliki Eufrazjana, ufundowanej przez biskupa o tymże imieniu, której historia sięga IV wieku naszej Ery. Poza chrzcielnicą z początkowych wieków chrześcijaństwa, wrażenie robią precyzyjnie ułożone mozaiki z czasów bizantyjskich.Zmęczeni zwiedzaniem, wypiliśmy jeszcze coś zimnego siedząc na kamieniach świątyni Neptuna z pierwszego wieku i ruszyliśmy na camping.
I tak zakończyła się nasza trzynocna przygoda z glampingiem Zelena Laguna, gdyż dalej ruszyliśmy w kierunku wyspy Crc i Starej Baśki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz